Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inspiracje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inspiracje. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 sierpnia 2015

Muzea zabawek - miejsca magiczne / Toy museums - magical places

English translation - below.

W trakcie tegorocznych wakacji, oprócz dreptania po polskich górach i holenderskich uliczkach, miałam świetną okazję do odwiedzenia dwóch muzeów zabawek. Pierwszym z nich było muzeum w Karpaczu, prezentujące zabawki ze zbiorów Henryka Tomaszewskiego (założyciela i dyrektora Wrocławskiego Teatru Pantomimy - przyp.). Pierwszy raz zawitałam do tego miejsca jeszcze w liceum. Od tego czasu zmieniła się jego siedziba, zmienił się też mój sposób postrzegania małych zabawkowych światów - mam wrażenie, że teraz ich widok cieszył mnie jeszcze bardziej niż wtedy. Szczególnie pucułowate, porcelanowe buzie z alabastrową cerą upstrzoną rumieńcami...


...i maleńkie wyposażenie domków dla lalek, które - zwłaszcza przy moim zamiłowaniu do detali i miniaturowych światów - nie przestaje mnie zachwycać od lat. Rozczulił mnie, na przykład, widok popiersia  - "rzeźby" mniejszej od naparstka (w towarzystwie równie uroczego kaflowego piecyka) i miś z zaciekawieniem przechylający głowę, przy łóżku o powierzchni równej może czterem pudełkom od zapałek.


Inna, ale równie urocza bajka - mały, rumiany górnik i jego drewniane towarzyszki...


...i papierowe lalki, karuzele, teatrzyki - moja kolejna słabość i inspiracja, wykorzystana również przy aktualnych warsztatach z dziećmi.



Oprócz stałej ekspozycji była też ta czasowa, prezentująca zbiory zabawek blaszanych. Na wystawowych półkach pyszniły się metalowe karuzele, mknęli przed siebie nieustraszeni cykliści i pędziły w nieznane wszelkiej maści wehikuły. Wszystkie, oczywiście, zatrzymane w czasie, znanym tylko im samym.



Kolejne zwiedzanie zabawkowej krainy miało miejsce na terenie Holandii, gdzie udało nam się zawitać do Roden (nieopodal Groningen) i obejrzeć zbiory w tamtejszym muzeum. I tutaj ucieszył widok maleńkich laleczek, strzegących swoich gospodarstw.



Nie zabrakło też motywów typograficznych - od gier i kolorowanek, przez klocki, po "klasę" z elementarzem czy małą rekonstrukcją szkolnej sali czyli dużo, dużo smakowitych literek.


I znów wehikuły, na górze - moje ulubione; niżej - zabawki militarne. Choć nie jestem ich zwolenniczką to muszę przyznać, że chwytają za serce i to nie ze względu na ładne wykonanie, ale na okres, z którego pochodzą i kontekst, w jakim umieszczono je na wystawie. Czas w którym obok żołnierzy z ołowiu walczyli ci na realnym froncie. Ci pierwsi, mieszczący się w dłoni, stawali się pomostem do dziecięcej wyobraźni, po którym drudzy - "prawdziwi"- wkraczali do małych główek jako wojenni bohaterowie. Z małymi zabawkami w małych rękach wojna staje się przygodą (tej funkcji wyjątkowo nie lubię), wtedy może była to też forma oswojenia z tym, co tak blisko. Tym bardziej, że po sąsiedzku umieszczono niepozorne zabawki o znaczeniu szczególnym. Na fotografiach - ich mali właściciele, oznakowani numerami przyszytymi na pasiastych ubrankach. I tu słowo "oswojenie" znaczy jakby jeszcze więcej; miś staje się bliższy, lalka - bardziej kochana. Są dzieci więc jest też w tym wszystkim - tak po prostu i tak "pomimo, że" - miejsce na zabawę i śmiech. 


No właśnie - w muzeum zabawek miejsca na to wszystko nie zabrakło nawet na zewnątrz. I jak tu nie skorzystać z okazji? 


Połknęłam bakcyla i na moją listę planów, obok podążania szlakiem muzeów typografii i druku, wpisuję też ten zabawkowy. Muzea zabawek i pchle targi, nadchodzę!


EN

During this year's holidays, in addition to walking across the Polish mountains and Dutch streets, I had the great opportunity to visit two museums of toys. The first of these was a museum in Karpacz, in which you can find toys from the collection of Henryk Tomaszewski (the founder and director of the Wroclaw Mime Theatre). I visited this place for the first time when I was in high school. Since then museum changed its location and my perception of small toy worlds also has been changed - I get the feeling that now I enjoyed the view of all those toys even more than before. Especially chubby, porcelain faces decorated with blushes and little equipment of dollhouses that - especially whith my passion for detail and for miniature worlds - never ceases to impress me over the years. I loved, for example, this little "sculpture bust" smaller than a thimble (placed by equally charming tiled stove) and teddy bear curiously tilted his head, sitting next to the bed which is equally big as four boxes of matches. 

Different but equally charming story - a small, ruddy-faced miner and his wooden companions...

...and paper dolls, carousels, teathers - I have a soft spot for them and they are my inspirations - also during current workshops for kids

In addition to the permanent exhibition was also another one, presenting the collections of tin and metal toys. Metal carousels flaunted with their charm, brave cyclists sped ahead and all sorts of vehicles raced into the unknown. All of them, of course, frozen in time known only to themselves.

Another tour of toy land took place in the Netherlands, where we were able to visit Roden (near Groningen) and watch collection of local museum. Here again pleased us the view of tiny dolls, watching over their little houses.

There were also typographic motives: games, coloring books, bricks and finally - a room with ABC's and little reconstruction of a classroom - a lot of delicious letters.

And again - vehicles. First, my favorites; later, military toys. Although I am not a fan of these, I must admit that they moved me, and not because of the nice form, but of a period of origin and the context in which they are placed on the exhibition. They came from the time when tin soldiers fought near to those on the real front. Little toy guys, which could be hidden in hand, became a bridge to a child's imagination, on which the "real" ones entered to small heads as war heroes. With few toys in small arms war becomes an adventure (this feature I don't like the most); then maybe it was also a form of familiarization with this reality, which was so close.   

In this room, next to them, were also placed toys which are inconspicuous, but have particular importance. Their little owners, presented on the photographs, are marked with the numbers sewn on their striped sweatshirts. And here the word "tame" means even more: Teddy bear gets closer, the doll - more loved. Anyway, there are children so in all what happens, there's still a space for fun and laughter - so simply and so "even though".  

That's right - and this toy museum has a space for those precious things even outdoors. And how can you not take the opportunity to get it? 

I'm bitten by the toy bug and on my list of the plans, in addition to follow the trail of museums of typography and printing, appears another one - a trail of toys. Toy museums and flea markets, here I come!








sobota, 16 sierpnia 2014

Lipcowa "Stacja: Ilustracja" w BWA Zielona Góra / "Station: Illustration" in BWA Zielona Góra - July

English translation - below.

Po powrocie z zasłużonych wakacji - czas na zaległą relację z warsztatów z cyklu Stacja: Ilustracja, w BWA Zielona Góra. Za nami - pracowite dwa tygodnie z dwiema grupami Młodych Twórców.

Wspólnie poznawaliśmy rozmaite oblicza ilustracji od prasowej, poprzez ilustrację mody po projektowanie okładek na płyty. Był czas na projektowanie grafik na rowery (kontynuacja wątku wrocławskiego, galeria - niebawem na Blogu Rowerowym) i na wykonywanie własnych zabawek (w końcu praca ilustratorów to nierzadko więcej niż malowanie i rysowanie dwuwymiarowych obrazków). Dowiadywaliśmy się też, co inspiruje ilustratorów i co zachęca ich do myślenia poza schematami i tworzenia poza kartką papieru.

Poniżej - zaledwie mały wycinek tego, co działo się na miejscu. Więcej zdjęć - w zakładce "Workshops" u góry bloga (klik w zakładkę i dalej, w "Zajrzyj na warsztaty"), gdzie uzupełniłam również galerię zdjęć z BWA Wrocław.

A dzięki naszym artystkom możecie dowiedzieć się, czy warto odwiedzać BWA i co się dzieje z człowiekiem, gdy pochłonie go wir twórczy:


(Źródło: Radio Zielona Góra, więcej - tutaj)

Drużyna z pierwszego tygodnia z dumą prezentuje swoje dzieła. I my, z Olą, załapałyśmy się na pamiątkowe zdjęcie:


Psze Pani, ja, jaaa!


Robienie "czegoś z niczego" jest fajne! Można, na przykład, zrobić własne miasto z drewnianych klocków... albo wyczarować inne zabawki z rzeczy pozornie nieprzydatnych.


Przez cały czas trwania warsztatów do dyspozycji dzieci był kącik czytelniczy, w którym można było odpocząć po pracy lub po prostu sięgnąć po inspiracje. Książki wypożyczone zostały z wartych uwagi zasobów Oddziału Pana Kleksa, z zielonogórskiej Biblioteki Norwida, w którym miałam przyjemność prowadzić warsztaty w zeszłym roku (przyp.)


Drugi tydzień i zdjęcie pstrykamy już same, za to modele  - twórcy ze swoimi pracami - jak widać, wniebowzięci. :) Choć w drugim tygodniu tematy się powtarzały, część uczestników zdecydowała się odwiedzać nas nadal i uczestniczyć w zajęciach z kolejną grupą.


Współprowadząca warsztaty Ola Kwiatkowska i niezwykle zapracowana żeńska część ekipy:


Ilustracja prasowa czyli tworzenie prac do wymyślonego artykułu. Jak za pomocą obrazka opowiedzieć historię o tajemniczej wizycie kosmitów?


Był też czas na ilustrację mody, wspólne ubieranie manekina, a potem -  szkicowanie. Po takiej rozgrzewce nastąpiła część druga: tworzenie własnej kreacji. Przykład:


"Zrobiłam Czerwonego Kaptura bo Kapturek mi się nie zmieścił". Grunt to zaradność. :D


Działajcie, dawajcie się inspirować i pamiętajcie: jedzenie jest ważne. ;)


EN


After my return from deserved vacation - time for report from "Station: Illustration" workshops in BWA Zielona Góra. Behind us - two weeks of work with two groups of Young Creators. 

Above - only little piece of action which took a place during workshops, which I leaded with Ola Kwiatkowska. Kids created i.a. pictures for books and magazines, fashion illustration, and even recycled toys (yep, illustrators often do much more than only flat 2D pics! ;)). More photos you can find in "Workshops" bookmark, on the top of the blog (click on it and later - "See workshops").

Together we learned about various types of illustration - editorial, fashion illustration, CD cover design. We also discovered what inspires illustrators at what encourages them to think out of the box and work out of the papercard. Kids have also their own reader's corner with inspiring books, borrowed from Mr Klex Department from Norwid's Library in Zielona Gora (where I also leaded my workshop in last year - more was in this post).

And thanks to our artists you can also find out if it's worth to visit BWA gallery and what happens when you're absorbed by creative process (podcast in Polish - one of little participants says that she liked workshops so much that she forgot to take food for pause with herself).

Create, let yourself be inspired and remember - food is important. ;)





środa, 30 lipca 2014

Rowery + wyobraźnia czyli wrocławskie migawki / Bicycles + imagination - snapshots from Wroclaw

English translation - below.

Czas na małą relację z panelu edukacyjnego "Rowerem z dzieckiem i do pracy" (odbył się 12. lipca w ramach wrocławskiego Biennale OUT OF STH - przyp.), w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Poniżej - fragmenty mojej prezentacji "Dwa koła i moc wyobraźni czyli rower w świecie ilustracji" (m.in. slajd z przykładami moich ulubionych ilustrowanych inspiracji, tu: magazyny - Boneshaker Magazine i The Ride Journal) oraz parę zdjęć z towarzyszącego jej warsztatu dla dzieci, również prowadzonego przeze mnie - fotografie wykonane zostały przez Justynę Fedec i Feliksa Marciniaka. A bardziej szczegółowo opisuję temat w swoim ostatnim tekście na Blogu Rowerowym. Zapraszam do lektury. ;)

 







EN

It's time for a short report from educational panel "On a bike with child and to work" (which took a place on July 12th, as a part of Biennale OUT OF STH in Wroclaw - I told about it here) in which I had a pleasure to participate. Above - fragments of my presentation "Two wheels and power of imagination" plus couple of pictures of workshop for kids, also leaded by me - photos were made by Justyna Fedec and Feliks Marciniak. More details - in my last text on Blog Rowerowy (in Polish). I can shortly mention here that I was talking about my works and my inspirations, which are the most important examples of illustrated bicycle projects made by creators from various parts of the world (here, on chosen slide: bicycle magazines - The Ride Journal and Boneshaker Magazine). During the workshop children played a role of young bicycle designers - they created their own bicycle graphics on bike templates. More - soon.

poniedziałek, 2 września 2013

Święto ilustracji i owocny weekend w Berlinie / Illustration feast and fruitful weekend in Berlin

English translation -below.


Trzy ostatnie dni zeszłego tygodnia spędziliśmy w Berlinie. Głównym, ale nie jedynym celem naszej wyprawy był Illustrative - jeden z największych europejskich festiwalów ilustracji. Wystawę, rozmieszczoną na kilku piętrach budynku Direktorenhouse, można oglądać od 31. sierpnia do 8. września. 30. sierpnia odbyło się natomiast otwarcie dla zaproszonych osób. Wraz z Feliksem mieliśmy przyjemność trafić na listę gości i wziąć udział w ilustracyjnej "prapremierze". To wydarzenie, wraz z kilkoma szczególnymi miejscami i barwnymi ulicznymi migawkami sprawiło, że ten weekend był dla nas inspirujący... i smakowity. ;)



Przywitano nas dźwiękami bębnów i akordeonu, które to miały umilić długi czas oczekiwania na wejście. Czekać jednak było warto...



Ella Cohen:



Sarah Mazzetti:


Fragment jednej z ulubionych festiwalowych prac - Tessar Lo:


Polska, jako gość specjalny tegorocznej edycji festiwalu Illustrative bez wątpienia miała się czym pochwalić.

Piękny pattern Katarzyny Boguckiej:



Ola Niepsuj

Magdalena Karpińska:


I kolejna z ukochanych ilustracji wystawowych. Anna Goszczyńska - jest moc:


Oprócz klasycznych ilustracji 2D - iluminacje na ścianach, instalacje, trójwymiarowe obiekty. Tu - barwne (i najwyraźniej - szalenie pracochłonne) ptaki José Surisa:



(Oczywiście, na tym zdjęciu uchwyciłam chwilkę, w której pozazdrościłam tej pani typograficznej bluzki. ;))

Styl Victora Castillo to może nie do końca mój typ ilustracji, ale na żywo jego żonglerka "popowo-disneyowskimi" konwencjami i świetnie wykonane ilustracyjne nokturny naprawdę mnie urzekły:


I już poza wystawą - czas wyjść na berliński ulice, zahaczając o (ba, zastygając w) Modern Graphic - miejsce magiczne. Można znaleźć prawdziwe perełki - zarówno od (moich ulubionych) wydawnictw Nobrow i Gestalten, jak i niszowe ziny, klasykę amerykańskiego komiksu i rarytasy z różnych części świata. Przez dwa dni odwiedzaliśmy to miejsce z Felem, maniakalnie przyklejając noski do szyb i kartek, a palce do półek i okładek. Tak, mogłabym tam przyjść ze śpiworem i zamieszkać: 




Ciekawym miejscem okazał się również niejaki The Early Bird Hype - rodzaj concept store'u z ilustracyjnymi gadżetami i ładnie rozplanowanym wnętrzem. Tu znów włączył nam się "syndrom nosków i paluszków"- na syndrom paparazzi, niestety, nie można było sobie za bardzo pozwolić - sympatyczna, aczkolwiek dziwnie zapobiegawcza pani zasugerowała, że zdjęcia (witryny) nie są zbyt mile widziane i ogólnie dość enigmatycznie odpowiadała na wszelkie pytania. Cóż, może przypominałam jej jakiegoś groźnego plagiatora albo napastliwą reporterkę. :D Niemniej miejsce całkiem godne uwagi, a i zdjęć parę powstało (więcej niż dwa, ale tu - akurat takie dwa wybrane):



Oczywiście, nie samymi obrazami człowiek żyje, podniebienie też domaga się inspiracji. Po nie - bezwzględnie do Café Mori. Shake, smoothie czy lasse z owoców tropikalnych (m.in. caju - owoc nerkowca czy gujawa) przegryziony kawałkiem kruchego ciasta - i Magdzie micha cieszyła się przez kolejne pół dnia. Wegańsko, wegetariańsko, pyyycha. Chwalę - bo jest co. ;)


A na deser - garstka ulubionych streetartowych detali:




Zdjęć sporo, ale to i tak tylko przebrana część. Apetyty zaspokojone, można wracać do pracy! :)

EN

The last three days of last week we spent in Berlin. The main, but not the only purpose of our trip was Illustrative - one of Europe's biggest festivals of illustration. The exhibition, arranged over several floors of the Direktorenhaus building, can be seen from 31 August 8th September. 30th August took place the pre-opening for invited guests. Along with Feliks we had the pleasure to find ourselves on the guest list and take part in illustration preview. This event, along with a few special places and colorful street snapshots made ​​this weekend really inspiring... and tasty. ;)

[photo]

We were greeted with sounds of drums and accordion, which had played during a long time of waiting for entrance. Anyway, it was worthy to wait...

[photo]
[Photos with artist's names, among them: "A part of the one of my favourite exhibition illustrations - Tessar Lo" and "another of my beloved pics. Anna Goszczyńska - here's a power"]


Among classical 2D illos - wall iluminations, instalations, 3D objects. Here - colorful (and apparently - extremely laborious) birds made by José Suris:

[photo]

[photo]

Of course, on this photo I've catched a moment when I envied that lady her typographic blouse. ;))

Victor Castillo's style is maybe not really my type of illustrations, but in live version his juggling with  "Disney-pop" conventions and well-made ​​illustrative nocturnes really captivated me:

[photo]

It's time  to go out on the streets of Berlin and check (or better - freeze in) Modern Graphic - a magical place. You can find there some real treasues - from (my favorite) publishers: Gestalten and Nobrow and niche zines, classic American comics and great examples from around the world. For two days, we visited this place with Fel, maniacally sticking noses to the glass and sheets, and the fingers to the shelves and covers. Yes, I could come there with a sleeping bag and live in that place:

[photo]
[photo]
[photo]


An interesting point is also the place named The Early Bird Hype - a kind of concept store with illustrative gadgets and nice nterior. Here again turned to us "syndrome noses and fingers" - the syndrome paparazzi, unfortunately, could not make happen - nice but preventive lady suggested that the photos (of the showcase) are not welcome and generally rather enigmatically replied to any questions. Well, maybe I reminded her a threatening plagiarist or harassing reporter. :D Anyway, it's a quite noteworthy place, and I created a few photos (more than two, but here - just the two selected):

[photo]
[photo]

Of course, we cannot feed ourselves only with looking on pictures - our palates also needed an inspiration. Café Mori is the perfect place for it. Shake, smoothie or lassë made of tropical fruits (for example - caju - a cashew fruit or guava), bitten with a piece of crunchy pastry - and Magda is smiling by the rest of the day. Vegan, vegetarian, sooo yummy. I praise - because it's worth it. ;)

[photo]

And for a dessert - a handful od my favourite street art details:

[photo]

A lot of pics, but it's just selected part. Appetites satisfied, now iI can go back to work! :)


sobota, 9 czerwca 2012

Zapomniani (?) przyjaciele / Forgotten (?) friends


English translation - below.

Czasem wydaje mi się, że małe dzieci widzą rzeczy, których my, "dorośli" nie widzimy. Zasłania nam je kotara dorosłości. Patrzymy tylko oczami. A dzieci potrafią złapać okruszki magii w swoje małe rączki. Pomyślałam tak kiedyś patrząc na moją siostrzyczkę kiedy była jeszcze niemowlęciem. Przyłapałam ją jak gadała (w niemowlęcym języku, rzecz jasna) z kimś, z czymś nad swoją główką. Mama powiedziała, że pewnie widzi jakiś cień... Cienia nie było - był za to mały, prywatny dziecięcy świat do którego my, dorośli mamy dostęp bardziej ograniczony (co nie znaczy, że nie mamy go wcale...).

Muzyka (jak i inne rodzaje sztuki) jest nam potrzebna żeby zbliżyć się do tego świata. Żeby spotkać ukryte w kwiatach wróżki. Ja, słuchając jej, kilka napotkanych wypuściłam do ogrodu na kartce. Teraz mogą strzec pierwszych chwil malucha:



 To plansza noworodka - "Mój pierwszy krok", "moje pierwsze słowo" - do zapisywania chwil niepowtarzalnych i przełomowych.





Gdy dziecko jest już trochę starsze, jego łącznikami między tajnym, dziecięcym światem, a światem dorosłych stają się maskotki. Pluszowy miś lub króliczek dostaje duszę - i to nie byle jaką: duszę Przyjaciela. Zwierzątko, nawet takie z gałganków czy pluszu, to przyjacielska, fascynująca istota. A żywe (jak dorośli mawiają: "prawdziwe")? Z żywymi dzieci rozumieją się bez słów.



Plan lekcji z leśnymi przyjaciółmi, z których każdy strzeże innego dnia.






Obie rzeczy można znaleźć w moim sklepiku na etsy.com, który niedawno (re)aktywowałam.
Żeby do niego zawędrować, wystarczy kliknąć tu:


Wkrótce będą dostępne także w wersji polskiej.

Przyjaciele... czy na pewno zapomniani? Znam śmiałków, którzy nawet teraz, będąc dorosłymi ludźmi, wychodzą na spotkanie wróżkom (:*). Gdzieś w środku wciąż przerażają mnie (jak kiedyś) dumne, milczące lalki z porcelanowymi twarzami, a pluszowe misie (czy - aktualnie - pluszowy brokuł) wciąż darzone są cichym szacunkiem zarezerwowanym dla powierników tajemnic. I szczerze, uwielbiam rozmawiać z moim kotem. Cóż, z pewnych rzeczy chyba nie warto tak do końca wyrastać...


EN


Sometimes it seems to me that young children can see things that we, "adults", don't see. Curtain of adulthood hides them from us. We look only with the eyes. And children can catch the crumbs of magic in their little hands. I thought so once, looking for my sister when she was still an infant. I caught her as talked (in baby language, of course) with someone, with something over his head. Mama said she probably sees a shadow... There was no shadow - there was a small private children's world to which we, the adults have more limited access (which does not mean that we do not have it at all...).

Music (and other forms of art) is the thing that we need to get closer to this world. To meet the fairies hidden in flowers. When I was listening to it, I let a few encountered into the garden on paper. Now they can protect the baby's first moments:

(photo)


This is the board of a newborn - "My first step," "my first word" - to save the unique and groundbreaking moments.


When the child is already a bit older, the role of a connector between the secret world of children and adults world belongs to mascot. Teddy bear or bunny gets a soul - and not just first served: the soul of a Friend. Pets, even those with a rag and plush, are friendly, fascinating creatures. And living ones (as adults say, "real")? Children and animals can understand each other without words.

(photo)


Timetable with forest friends, each of which guards the other day.

Both things can be found in my shop on etsy.com, recently (re)activated. To wander to it, just click here:


Soon they will available also in polish version.

Friends ... Are you sure that they're forgotten? I know the daredevils who even now, being grown up, go out to meet the fairies (:*). Somewhere in the middle (as it was in the past) proud, silent dolls with porcelain faces still scare me, and teddy bears (or - now - broccoli made of plush)  - I'm still respecting them with esteem reserved for the trustees of secrets. And sincirely, I love talking to my cat. Well, some things probably are not worth to grow out of them...