English translation - below.
W trakcie tegorocznych wakacji, oprócz dreptania po polskich górach i holenderskich uliczkach, miałam świetną okazję do odwiedzenia dwóch muzeów zabawek. Pierwszym z nich było muzeum w Karpaczu, prezentujące zabawki ze zbiorów Henryka Tomaszewskiego (założyciela i dyrektora Wrocławskiego Teatru Pantomimy - przyp.). Pierwszy raz zawitałam do tego miejsca jeszcze w liceum. Od tego czasu zmieniła się jego siedziba, zmienił się też mój sposób postrzegania małych zabawkowych światów - mam wrażenie, że teraz ich widok cieszył mnie jeszcze bardziej niż wtedy. Szczególnie pucułowate, porcelanowe buzie z alabastrową cerą upstrzoną rumieńcami...
...i maleńkie wyposażenie domków dla lalek, które - zwłaszcza przy moim zamiłowaniu do detali i miniaturowych światów - nie przestaje mnie zachwycać od lat. Rozczulił mnie, na przykład, widok popiersia - "rzeźby" mniejszej od naparstka (w towarzystwie równie uroczego kaflowego piecyka) i miś z zaciekawieniem przechylający głowę, przy łóżku o powierzchni równej może czterem pudełkom od zapałek.
Inna, ale równie urocza bajka - mały, rumiany górnik i jego drewniane towarzyszki...
...i papierowe lalki, karuzele, teatrzyki - moja kolejna słabość i inspiracja, wykorzystana również przy aktualnych warsztatach z dziećmi.
Oprócz stałej ekspozycji była też ta czasowa, prezentująca zbiory zabawek blaszanych. Na wystawowych półkach pyszniły się metalowe karuzele, mknęli przed siebie nieustraszeni cykliści i pędziły w nieznane wszelkiej maści wehikuły. Wszystkie, oczywiście, zatrzymane w czasie, znanym tylko im samym.
Kolejne zwiedzanie zabawkowej krainy miało miejsce na terenie Holandii, gdzie udało nam się zawitać do Roden (nieopodal Groningen) i obejrzeć zbiory w tamtejszym muzeum. I tutaj ucieszył widok maleńkich laleczek, strzegących swoich gospodarstw.
Nie zabrakło też motywów typograficznych - od gier i kolorowanek, przez klocki, po "klasę" z elementarzem czy małą rekonstrukcją szkolnej sali czyli dużo, dużo smakowitych literek.
I znów wehikuły, na górze - moje ulubione; niżej - zabawki militarne. Choć nie jestem ich zwolenniczką to muszę przyznać, że chwytają za serce i to nie ze względu na ładne wykonanie, ale na okres, z którego pochodzą i kontekst, w jakim umieszczono je na wystawie. Czas w którym obok żołnierzy z ołowiu walczyli ci na realnym froncie. Ci pierwsi, mieszczący się w dłoni, stawali się pomostem do dziecięcej wyobraźni, po którym drudzy - "prawdziwi"- wkraczali do małych główek jako wojenni bohaterowie. Z małymi zabawkami w małych rękach wojna staje się przygodą (tej funkcji wyjątkowo nie lubię), wtedy może była to też forma oswojenia z tym, co tak blisko. Tym bardziej, że po sąsiedzku umieszczono niepozorne zabawki o znaczeniu szczególnym. Na fotografiach - ich mali właściciele, oznakowani numerami przyszytymi na pasiastych ubrankach. I tu słowo "oswojenie" znaczy jakby jeszcze więcej; miś staje się bliższy, lalka - bardziej kochana. Są dzieci więc jest też w tym wszystkim - tak po prostu i tak "pomimo, że" - miejsce na zabawę i śmiech.
No właśnie - w muzeum zabawek miejsca na to wszystko nie zabrakło nawet na zewnątrz. I jak tu nie skorzystać z okazji?
Połknęłam bakcyla i na moją listę planów, obok podążania szlakiem muzeów typografii i druku, wpisuję też ten zabawkowy. Muzea zabawek i pchle targi, nadchodzę!
EN
During this year's holidays, in addition to walking across the Polish mountains and Dutch streets, I had the great opportunity to visit two museums of toys. The first of these was a museum in Karpacz, in which you can find toys from the collection of Henryk Tomaszewski (the founder and director of the Wroclaw Mime Theatre). I visited this place for the first time when I was in high school. Since then museum changed its location and my perception of small toy worlds also has been changed - I get the feeling that now I enjoyed the view of all those toys even more than before. Especially chubby, porcelain faces decorated with blushes and little equipment of dollhouses that - especially whith my passion for detail and for miniature worlds - never ceases to impress me over the years. I loved, for example, this little "sculpture bust" smaller than a thimble (placed by equally charming tiled stove) and teddy bear curiously tilted his head, sitting next to the bed which is equally big as four boxes of matches.
Different but equally charming story - a small, ruddy-faced miner and his wooden companions...
...and paper dolls, carousels, teathers - I have a soft spot for them and they are my inspirations - also during current workshops for kids.
In addition to the permanent exhibition was also another one, presenting the collections of tin and metal toys. Metal carousels flaunted with their charm, brave cyclists sped ahead and all sorts of vehicles raced into the unknown. All of them, of course, frozen in time known only to themselves.
Another tour of toy land took place in the Netherlands, where we were able to visit Roden (near Groningen) and watch collection of local museum. Here again pleased us the view of tiny dolls, watching over their little houses.
There were also typographic motives: games, coloring books, bricks and finally - a room with ABC's and little reconstruction of a classroom - a lot of delicious letters.
And again - vehicles. First, my favorites; later, military toys. Although I am not a fan of these, I must admit that they moved me, and not because of the nice form, but of a period of origin and the context in which they are placed on the exhibition. They came from the time when tin soldiers fought near to those on the real front. Little toy guys, which could be hidden in hand, became a bridge to a child's imagination, on which the "real" ones entered to small heads as war heroes. With few toys in small arms war becomes an adventure (this feature I don't like the most); then maybe it was also a form of familiarization with this reality, which was so close.
In this room, next to them, were also placed toys which are inconspicuous, but have particular importance. Their little owners, presented on the photographs, are marked with the numbers sewn on their striped sweatshirts. And here the word "tame" means even more: Teddy bear gets closer, the doll - more loved. Anyway, there are children so in all what happens, there's still a space for fun and laughter - so simply and so "even though".
That's right - and this toy museum has a space for those precious things even outdoors. And how can you not take the opportunity to get it?
I'm bitten by the toy bug and on my list of the plans, in addition to follow the trail of museums of typography and printing, appears another one - a trail of toys. Toy museums and flea markets, here I come!