środa, 10 września 2014

Szkicownik cz. I: / Sketchbook #1: tabula rasa

English translation - below.

Jakiś czas temu sprawiłam sobie szkicownik. Nowiutki, czysty (wtedy taki był), mój. Cudownie prosta rzecz. Niby nic, a jednak. Przeważnie szkicuję, wymyślam i w prowadzam zmiany bezpośrednio na kartce, która ma stać się tłem dla gotowej pracy. A tu - czarna okładka i kremowa biel kartek, zapraszających by:



(Żeby zobaczyć powiększenia poniższych zdjęć, wystarczy kliknąć na któreś z nich - przyp.)


No to oswajam - szkicownik ze mną, a w tym - trochę też siebie, jakby na nowo, ze szkicowaniem. Za oswajanie zabieram się między jednym projektem a drugim, w chwilach, w których akurat komputer zapisuje pracę dla klienta. Wtedy hyc - po szkicownik, po kilka kresek dla siebie, od siebie, bez deadline'u, briefu, oczekiwania końca czy obowiązkowego "ładnie". Trzy rzeczy naraz (bo briefy jednak tuż obok, a w kuchni - proces śniadaniowy), więc kolejna porcja pestek na patelni przypalona. Truizm, ot - życie inspiruje:




Muzyka też.



A skoro truizm, to nie ma co się dziwić...


A mój wierny, marnotrawny asystent Ryszard przygląda się wszystkiemu ukradkiem (dziwiąc się jednak nieco) i od czasu do czasu przeprowadzając w swej kociej głowie osobiste korekty, których treści mogę się co najwyżej domyślać (domniemana treść korekty: na tej kartce ewidentnie brakuje kilku kawałeczków wątróbki).




Czyżby dlatego na świat przeważnie pchamy się głową?

A gdy po raz kolejny odpoczywam od rysowania, rysując - kreski mówią ironicznie... same za siebie:






EN

Some time ago I bought a sketchbook. Brand new, clean (it was), mine. Wonderfully simple thing. Apparently nothing, yet something. Mostly I sketch, invent and make changes directly on the sheet, which will become the background for the finished work. And here's the black cover and creamy-white sheets, welcoming to:

TAME THE SKETCHBOOK (gif - "C'mon, open yourself!")

(Reminder: click on any photo to see photos in bigger version.)

So I'm taming - sketchbook with me, a bit also myself - somehow, once again - with sketching. I do it between projects, in moments, in which computer saves my work for client. Then I catch my sketchbook, I catch couple of lines made for myself, from myself, without brief or deadline, without waiting for final effect or necessary "nice". Three parallel things to do (cause briefs are near and in the kitchen - breakfast  in progress) so another portion of seeds on a pan is burned. Well, truism - life inspires...

[Sketch: "In loving memory of hundreds of seeds annihilated on Magda's pan"]

And the music inspires too. 

[Photos of llustration which was made during listening to the Pink Freud, Polish jazzbband]

And my faithful & wasteful assistant Richard watches surreptitiously, and makes from time to time personal adjustments in his cat's head, the contents of which I can only guess (the supposed contents of the correction: on this sheet are definitely missing a few pieces of liver).

[Illustration: "First you get it in your head, then you get it with yourself"]

Maybe that's why when we push ourselves into this world, our heads mostly come first?

And when draw during resting from drawing, lines ironically speak for themselves:

[illustration: "Sure, why do I need private life? I got my sketchbook."]












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz