Nie mam teraz zbyt wiele czasu na malowanie swoich "prywatnych" ilustracji - nad czym, mówiąc szczerze, zbytnio nie ubolewam bo w toku jest kilka barwnych i ciekawych projektów, których finału również z niecierpliwością wyczekuję. Ale nie ma rady, coś na boku, na kolanie powstać musi - szczególnie w nowym miejscu i w obliczu zmian. Nie wiem czy to jeszcze pasja, czy już pracoholizm, "odpoczywać" od malowania malując, ale mimo wszystko nadal będę obstawiała to pierwsze. ;)
Między pracą, a... pracą pomalutku powstaje taka oto osobista seria - pocztówki z Hiszpanii. Jej częścią będą nie tylko ilustracje, ale i fotografie, niekiedy doprawione szczyptą liternictwa czy "ubrane" w subtelną graficzną formę. Inspiracją jest, oczywiście, to co mam przed oczami, pod stopami, to, co dociera do moich uszu i czego doświadczam. Pocztówki uzupełnia krótki opis tego, o czym opowiadają. Oto mój przepis na hiszpańsko-polski sos o smaku słodko-kwaśnym - odrobina słodkiego zachwytu i garstka kwaskowatej ironii, bez której obejść się nie może. ;) Serwowanie czas zacząć:
Pocztówka #1 - Kawiarenki, cukierenki i... legginsy
Słoneczny dzień i stoliki na dworze pozajmowane, od brzegu do brzegu. Wysiadywanie na ulicach. Szczególnie cieszy widok starszych pań, odważnie kroczących ulicą w barwnych legginsach, par w sędziwym wieku, które - zamiast siedzieć przed telewizorem w domu - prowadzą życie towarzyskie. Nie ma tu miejsca na "to już nie wypada". Jest: "mam ochotę ubrać się kolorowo, wyjść na kawę, cieszyć się słońcem, pogadać". I wychodzi się - rodzinami, parami, grupami. Wszędzie cukiernie, słodycze, słodkości. Hiszpanie kochają ciasteczka i ciasta, to widać na każdym kroku. I choć po cichutku przyznam, że jednak nierzadko tęsknię za polskimi wypiekami, słodycze i legginsy to dwie miłości, które podzielam. :) I nawet jeśli przystopuję z tą pierwszą, to w drugiej kwestii podzielę zapewne los Hiszpanek i legginsy dłuuugo nie znikną z mojej garderoby. ;)
Pocztówka #2 - Doniczki z Estepony
Estepona to przyjemne miasteczko, w którym na wejściu moją uwagę przykuły kameralne, kręte uliczki ozdobione barwnymi doniczkami. Teraz, mówiąc "Estepona" od razu mam je w głowie. Niemal każda uliczka przy rynku oznaczona jest "swoim" kolorem donic. Jest tu nawet alejka miodowych doniczek w kropki. Niby nic, doniczka - a jednak człowiek się uśmiechnie.
Nie od dziś wiadomo, że dzieci bywają mistrzami generowania dźwięków o rekordowym natężeniu. Tytuł "Mistrza Mistrzów" i Władców Decybeli należy się jednak dzieciom z Hiszpanii. Tu ogólnie głośnych postaci nie brakuje (ja czuję się tu taka cichutka i powściągliwa - kto wie, ten rozumie :D), ale małe postacie w grupie zorganizowanej biją rekordy. Jeżeli przyjeżdżasz do Hiszpanii i czujesz, że dom trzęsie się w posadach, ze ścian sypie się tynk, a na klatce schodowej słyszysz okrzyki, jak gdyby ktoś kręcił western i horror jednocześnie - zanim zaczniesz podejrzewać wojnę, kataklizm, klęski żywiołowe czy egipskie plagi - wyjrzyj za drzwi. Tak, to mogą być dzieci.
Taka mała ilustrowana porcja wrażeń na dziś. Kolejne pocztówki - zapewne niebawem. :)
EN
I don't have too much time for painting "private" illustrations - and honestly, I don't feel sorry about that because in progress I have couple of colorful and interesting projects and I'm looking forward for their final effect. But no way, I have to make someting more - especially in the new place and during the changes. I don't know if it's still a passion or already a workaholism - well, let's say that I bet on the first version. ;)
Here's, between work and... work, slowly, I'm making my personal series - postcards from Spain. As a part of it I want to use not only illustrations but also photos, sometimes flavoured with a pinch of lettering or "dressed" in subtle, graphic form. Inspiration is, of course, all that I have in front of my eyes, under my feet, what reaches my ears and what I experience. Postcards are complemented with a short description of what they show. Here's my recipe for sweet & sour Polish - Spanish sauce - a bit of sweet delight and a handful of sour irony - just cannot do without it. ;) It's time to start the serving:
Here's, between work and... work, slowly, I'm making my personal series - postcards from Spain. As a part of it I want to use not only illustrations but also photos, sometimes flavoured with a pinch of lettering or "dressed" in subtle, graphic form. Inspiration is, of course, all that I have in front of my eyes, under my feet, what reaches my ears and what I experience. Postcards are complemented with a short description of what they show. Here's my recipe for sweet & sour Polish - Spanish sauce - a bit of sweet delight and a handful of sour irony - just cannot do without it. ;) It's time to start the serving:
Postcard #1 - Cafes, pastry shops and... leggins
Sunny day - and tables outside are full. Sitting on the streets. Especially enjoy seeing older ladies, which are walking with courage in colorful leggins, old couples which - instead of sitting in the house in front of TV - socialize. There's no place for "it's not proper". We have here "I want to wear something colorful, drink a coffee, enjoy the sun, talk". And people go, with families, couples, groups. Sweets are everywhere. Spanish people love cookies and pies and you can see this for sure. Even if quietly I must say that anyway I miss the taste of Polish pastries, sweets and leggins are my two loves, which I share with them. And even if I'll stop with the first one, I daresay that in second case I'll share the fate of Spanish women and leggins will stay in my closet for a looong time. ;)
Postcard #2 - Pots from Estepona
Postard #3 - Spanish kids
That's the small illustrated portion of impressions for today. Next postcards - soon, I think. :)