niedziela, 18 marca 2012

10% dla zwierza i retro kolaże/10% for the beastie and retro collages

English version - under pictures.

Wierzę, że swoją sztuką można zdziałać więcej, niż się wydaje. Pokolorować swój lub czyjś świat. Pokazać kawałek nieznanego. Albo pomóc tym, których kochamy. A skoro kocha się to, co się robi - wychodzi z tego miłość podwójna. ;)

Dlatego uruchomiłam akcję 10% DLA ZWIERZA. Dziesięć procent całkowitej ceny każdej rzeczy oznaczonej znaczkiem "10%" (poniżej) wspiera inicjatywę pomagającą zwierzakom. Teraz "dziesiątki" wędrują do wrocławskiej Ekostraży.

Każdy z kolaży, które umieściłam na decobazaar.com otrzymał taki właśnie znaczek (zdjęcia kolaży - poniżej). Wkrótce - nowe produkty, nie tylko kolaże i nie tylko na Decobazaarze (ot, tak mi się zrymowało). ;)

A ja zabieram się do działania... i karmienia zwierza! ;D




















EN
I believe that creating art can do more than it seems. You can color someone else's (or your own) world. Show a piece of the unknown. Or give some help to those who we love. And if you love what you do - it goes with the double love. ;)

So I started my campaign "10% for the beastie." Ten percent of the total price of any itemmarked with the stamp "10%" (above) supports the initiative to help pets. Now the "tens" migrate to the Ekostraż in Wroclaw.

Each of the collages, which I put on decobazaar.com received such a stamp (photocollages - above). Coming soon - new products, not only collages - and not only on Decobazaar. ;)

So I'm starting to work ... and feed the beastie! :D

wtorek, 13 marca 2012

Szykuje się.../There's something new...

A co?
Nowa biżuteria, zmiany w Zaczarowanej Walizce i... ilustracje, ilustracje, ilustracje! :)

What?
New jewelry, changes in Magic Suitcase and... illos, illos, illos! :)






czwartek, 8 marca 2012

Kuferek pełen skarbów/Chest full of treasures

Kuferek dla upamiętnienia pierwszych chwil z życia pewnej tajemniczej damy ;)
Treasure chest for memorialize first moments of some mysterious lady's life ;)







W efekcie końcowym pojawiło się na wieczku trochę białych chmurek.
Tu - zdjęcia przed wykończeniem.

In final effect some white clouds were appeared on lid.

Here - pictures before finish.




piątek, 2 marca 2012

Z tęczą na talerzu

For english version - click here.

Chyba nie przesadzę jeśli powiem, że to najważniejszy (dla mnie) z moich dotychczasowych postów. Osobisty, bo traktuje o tym, co dla mnie najistotniejsze. Przyjemny - bo o jedzeniu i z ilustracjami - czyli to, co tygrysy lubią najbardziej ;D Wyczekiwany, bo od miesięcy te ilustracje, myśli, zdjęcia czekały w folderach, szufladach, w głowie i wersjach roboczych na swój czas.

A czas - tuż przed wiosną, przed atakiem świeżych warzyw ;) - jest chyba całkiem odpowiedni. Panie i Panowie, dziś będzie o moim wegetariańskim świecie.

Nie mam zamiaru nakłaniać kogokolwiek do niejedzenia mięsa - na to trzeba poczuć się gotowym. Wiele osób pyta mnie jak, co, dlaczego - a potem stwierdza "ja to w sumie mógłbym mięsa nie jeść..." Te powtarzające się pytania - podobnie jak widok kolorowych warzyw na talerzu - również zainspirowały mnie do napisania tego posta.

Choć od siedmiu lat nie jem żadnego rodzaju mięsa (w tym rybiego), tłuszczów zwierzęcych ani żelatyny, zdecydowanie nie czuję się specjalistką w tej dziedzinie. Przechodziłam epizody "śmieciowego wegeżarcia", wciąż mam słabość do słodyczy (na szczęście, coraz częściej produkuję je sama). Wciąż się uczę, wciąż poznaję nowe kolory i smaki - w kuchni, z widelcem i przy kartkach papieru, chwytając za ołówek. Poznawanie, smakowanie, tworzenie - oto, co łączy dwie z kilku najważniejszych rzeczy w moim życiu - ilustrację i wegetarianizm. I to jest właśnie najfajniejsze! :)

Wracając do pytań - cztery pierwsze z nich słyszę najczęściej, a dwa ostatnie - przewijają się nierzadko w wegetariańskim światku:


Nie uważam, żeby krowa, świnia, kura, czy sarna były w czymkolwiek gorsze od mojej małej przyjaciółki. A wiem, że ją trudno byłoby mi zjeść... nawet jeśli czasem mam chęć ją schrupać ;)




Zwierzęta potrafią zadziwiać nas mądrością i wrażliwością. Właściwie... nie wiadomo skąd to zaskoczenie. Czy jako ludzie mamy monopol na takie cechy? Inne stworzenia też czują, uczą się, zakładają rodziny - nie od dziś.

Jedni przestają jeść mięso z przyczyn zdrowotnych, inni - bo po prostu im nie smakuje. Wiele osób - w tym ja - wybrało taką drogę właśnie z powodów, które opisałam powyżej.




Co jeszcze? Hołdowanie wszelkiej maści owocom, warzywom, kaszom i ziarenkom oznacza tęczę na talerzu, której nie mogę sobie odmówić! :)



Przecież mięso trzeba jeść, bo bez niego nie da się funkcjonować! No tak - po czym poznać wegetarianina? Gubi zęby na ulicy, nie ma siły podnieść długopisu, a gdy staje na tle białej ściany, wsiąka jak kameleon ;) Cóż, wegetarianie, których znam najwyraźniej podjadają schabowe gdy nikt nie patrzy, bo wyglądają nad wyraz zdrowo :)

Nie mam zamiaru zachwalać wegetarianizmu jako diety-cud, po której człowiek staje się odmieniony, uskrzydlony i w ogóle nie do poznania. Muszę jednak przyznać, że mając za sobą etap małego chorującego mięsojadka, dziś przeziębiam się znacznie rzadziej (nie wiem czy to sprawka wegetarianizmu, ale nawet jeśli to nie on tu pomógł - to z pewnością i nie zaszkodził), rozwinęłam swoją wyobraźnię kulinarną i wrażliwość na nowe smaki, a sił miewam więcej niż co niektórzy po kanapce z szynką.

Na "warzywkach" da się przeżyć - taka dieta może być niezdrowa jak każda inna, jeśli nie je się z głową. I wydaje mi się, że lekko podwiędła marchew szkodzi mniej niż nieświeże mięso.

I w końcu najważniejsze: wegetarianizm to nie tylko niejedzenie mięsa. To przede wszystkim jedzenie zdrowe.



Czasem odpowiadam na to pytanie "no wiesz, piasek, trawę, trochę betonu" (tak, bywam sarkastyczna ;p), ale tak naprawdę nie jest łatwo odpowiedzieć w dwóch krótkich zdaniach. Kucharz nie tworzy przecież dań, używając wyłącznie mięsa - ma do dyspozycji tysiące innych składników, które "my, bezmięsni" także możemy swobodnie wykorzystywać. Łącząc je ze sobą, uruchamiamy wyobraźnię... Dlatego słysząc to pytanie (a, o dziwo, słyszę je nierzadko), zaczynam się zastanawiać, co wymienić jako pierwsze:

Buraczki zasmażane w płatkach owsianych i miodzie? (1.)

Kuleczki bakaliowe ? (2.)


Piernik marchewkowy posypany mielonymi migdałami
(w końcu słodyczy sobie nie odmówię ;>)? (3.)


Gazpacho, czyli chłodnik pomidorowy z czarnymi oliwkami i ogórkiem? (4.)

Pieczoną paprykę nadziewaną ormiańską pastą z fasoli i orzechów włoskich? (5.)


Dziesiątki warzywnych sałatek, surówek, zup-kremów?


A może ukochane owoce w wydaniu przekąskowo-deserowym?


Ulubioną soczewicę curry? Makaron razowy z sosem lazurowo-szpinakowym? Marchewkę zasmażaną w miodzie z prażonym sezamem? Ojej, sama się gubię ;p

1. Przepis wrzuciłam na stronę puszka.pl - o tu :)
2. To także wkleiłam na puszkowej stronie, tutaj. Nie ma tu potrzeby pieczenia, smażenia ani gotowania!
3. Przepis - na jednym z najsłodszych blogów pod słońcem - Cioccolato Gatto.
4. Przepisów na gazpacho w sieci nie brakuje - poszukajcie więc najlepszej dla siebie.
5. Pastę po raz pierwszy miałam okazję jeść w ormiańskiej restauracji we Wrocławiu. To proste danie tak mi smakowało, że postanowiłam odnaleźć je w sieci. Po własnych modyfikacjach również wrzuciłam je tu, na puszkową stronę. Od tej pory dość często gości na naszym stole, ostatnio - w towarzystwie papryki podpieczonej w piekarniku.

A na końcu tego posta dorzuciłam mały "bonus" - linki do paru ciekawych rzeczy i miejsc - nie tylko wegetariańskich ;)




Na jednym z blogów, który lubię śledzić (a nazywa się on Mad Tea Party) padło to pytanie. Autorka w jednym z komentarzy wyjaśniła, że jedząc roślinę wydalamy jej ziarno i tym samym możemy pomóc jej rozprzestrzenić się by mogła dalej rosnąć. Jedzenie roślin daje życie. Jedzenie zwierząt - niestety, wręcz przeciwnie. I ten argument ma sens ;)

Zrywając pomidora nie sprawiasz, że w cierpieniach umrze cały krzak. Jedząc jabłko, prawdopodobnie nie spowodujesz rozpaczy u drzewa, które wydało owoc. Myślę, że pojawi się ona u krowy, którą rozłącza się z jej młodymi i prowadzi na pewną śmierć.


Wegetarianizm nierzadko kojarzony jest z wymyślnymi, egzotycznymi potrawami, nazwami " z księżyca" i owocami, po które trzeba wyruszać na drugi koniec świata... Stąd obawa "czy mnie na to stać"? Owszem, na jedzeniu nie ma co oszczędzać (pod warunkiem, że się go nie zmarnuje - bynajmniej nie chodzi tu o nadmiar) - a jakość kosztuje. Ale sezonowe owoce, warzywa i dostępne na każdym targu smakołyki często wystarczą! A mięso, wbrew pozorom, także tanie nie jest - o ile chcemy jeść to dobrej jakości.

Trudno też być nie musi - baza plus dodatki to recepta sprawdzona nie tylko w modzie, ale i w kuchni ;) Przyda się tu mała kolekcja słoiczków z przyprawami...




...ziół...


... ziaren i kasz, które - łączone z warzywami, owocami, miodem i innymi składnikami - pozwolą na stworzenie prawdziwych specjałów.


Myślę, że (niezależnie od tego czy uszczypliwe, czy nie) jest to dobre pytanie. I nie byłoby źle gdyby każdy wegetarianin zadał je sobie przynajmniej raz (a niektórzy - nawet regularnie ;).


Początkowo post miał być odpowiedzią właśnie na to, ostatnie pytanie. W ciągu miesięcy spędzonych w kuchni ;), przy kartkach i akwarelkach, cudownych kulinarnych blogach i innych źródłach inspiracji rozrósł się jednak, jak widać :D A odpowiedzieć mogę wyłącznie sama za siebie:

Nie uważam żeby wegetarianizm stanowił o byciu lepszym czy gorszym. Są ludzie, którzy - choć jedzą mięso - mają w sobie tyle cierpliwości, miłości i dobroci, że mogłabym się od nich uczyć całymi dniami. Wegetarianizm (lub jego brak) może za to stanowić o lepszym lub gorszym świecie.


Nie lubię postawy wegetarian, którzy na każdym kroku podkreślają swoją wyższość, nazywając przy okazji innych mordercami. I tu będzie część dla tych, którzy już w tym siedzą, ale wciąż jeszcze nie ochłonęli po odrzuceniu kotleta i wstąpieniu w kręgi gorliwych roślinożerców ;p Szanowny Wegetarianinie:


Ok, nie jesz mięsa. Noszenie koszulki z napisem "go vegetarian", eko-torby z Matką Ziemią na przedzie, zalajkowanie na Facebooku setki stron poświęconych bio-żywności i eko-kosmetykom to już dużo. Opierniczanie innych, że pokazują się na ulicy w towarzystwie hot-doga czy gumisiowych żelków może wywołać skutek odwrotny do zamierzonego, a mix tych wszystkich "składników" sprawi, że będziesz raczej postrzegany jako vege-hipster niż jako wiarygodny miłośnik zwierząt i prawy zjadacz marchewek.




Nie owijajmy w bawełnę - wegetarianizm pomaga poczuć się lepszym człowiekiem. Poczuć, że robimy coś dla świata - i nawet jeśli jest to kropla w morzu, to kropla do kropli - można by zdziałać sporo. Taką postawą można niebezpiecznie połechtać swoje ego ;p

Skoro niejedzenie mięsa ma być czymś naturalnym, po co traktować to jako coś nadzwyczajnego? Lepiej po prostu poczęstować smacznym obiadem i pokazać, że naprawdę można ;)

Komentarze, ciekawostki, historie i przemyślenia - nie tylko od wegetarian, oczywiście - mile widziane :)

---> A OTO I BONUS: LINKI